Ja miałem inną, ale też kluczykową przygodę, ale innego rodzaju.
Pojechaliśmy do Wrocławia, by podpisać umowę na Ioniqa i ja prowadziłem Konę, bo małżonka orzekła, że "Wrocław ją wkurza". Zajechaliśmy pod mLeasing i nie było gdzie zaparkować.
- To ja pójdę już dokumenty podpisywać, a ty zaparkuj i przyjdź - brzmiał rozkaz.
Dwa strzały drzwi (przednie i tylne bo torebka) i już jej nie było.
Ja na skrzyżowaniu pod światłami kminię... dobra, a gdzie kluczyki. Jak to gdzie? W torebce.
Myślę - zadzwonię - dupa, pół drogi siedziała w komórce i "ciepła" ją na półkę przed pasażerem.
Wiem, że auto mi nie stanie (w Rav4 ten sam system) ale jednak stres. U małżonki panika level 10 bo pewnie stoję na środku skrzyżowania i nie wiem co zrobić.
Zaparkowałem, dotarłem ku wyraźnej uldze połowicy że autku nic się nie stało. Krótkie pytanie:
- A jak zamknąłeś?
Tajemniczy uśmiech don Pedra, pauza jak w przemówieniu Dudy... "Z aplikacji."