Ale to nie tylko problem z elektrykami ale ogólnie z samochodami - ICE też mocno drożeją. Trend jest raczej taki że ICE będą cały czas drożeć powoli doganiając cenowo elektryki a w perspektywie 7-10 lat je prześcigną. Wszystko rozbija się o skalę produkcji, im będą produkowane większe ilości BEV tym cena kosztów stałych na samochód będzie spadać a w efekcie i cena BEV. Natomiast w przypadku ICE efekt będzie odwrotny. Do tego producenci zauważyli że da się przerzucać wiele kosztów na klientów więc trzeba się spodziewać iż relatywnie ceny samochodów do zarobków (nie tylko w Polsce ale na całym świecie) będą rosnąć. Obecne prognozy długoterminowe w branży twierdzą iż bardzo możliwy jest scenariusz iż samochód znów stanie się dobrem luksusowym (i nie chodzi tu o marki premium). Osobiście jeśli ktoś mieszka w trochę większym mieście radziłbym powoli zacząć przyzwyczajać się do korzystania z komunikacji publicznej i okazjonalnego wypożyczania samochodów (np. na godziny) lub korzystania z taxi gdy zajdzie potrzeba przewiezienia czegoś większego, będzie dużo, dużo taniej.Budżet to u mnie ciekawe zagadnienie, bo generalnie na razie to ja się rozglądam co w ogóle jest na rynku, ale nie myślałem jeszcze czy mnie na to stać. Szczerze to nie mam odłożonych jakichś super dużych sum pieniędzy i najlepiej byłoby jakby po podwyżce/zmianie pracy, bo nie mam hajsu na wkład własny, a jak widzę te rozpiski leasingów/najmów długoterminowych to mnie szał strzela. Nie wiem, czy to dobry moment na zakup elektryka, a tymbardziej czy nie będzie gorzej później :<
Szczerze to nie zamierzam wracać do korzystania z komunikacji publicznej, w szczególności na dalekie dystanse. Po mieście mogę sobie jeździć hulajnogą, ale samochód dalej mi potrzebny. Carsharing jest na tyle drogi, że pozbywanie się samochodu na rzecz używania zbiorkomu/sharingu wychodzi jeszcze gorzej w szczególności jakbym miał nie używać zbiorkomu tylko samego sharingu na okazje typu kogoś/coś trzeba gdzieś podwieźć. Nie podoba mi się ten trend i nie chcę się w niego wpisywać i udawać, że mi to odpowiada.Ale to nie tylko problem z elektrykami ale ogólnie z samochodami - ICE też mocno drożeją. Trend jest raczej taki że ICE będą cały czas drożeć powoli doganiając cenowo elektryki a w perspektywie 7-10 lat je prześcigną. Wszystko rozbija się o skalę produkcji, im będą produkowane większe ilości BEV tym cena kosztów stałych na samochód będzie spadać a w efekcie i cena BEV. Natomiast w przypadku ICE efekt będzie odwrotny. Do tego producenci zauważyli że da się przerzucać wiele kosztów na klientów więc trzeba się spodziewać iż relatywnie ceny samochodów do zarobków (nie tylko w Polsce ale na całym świecie) będą rosnąć. Obecne prognozy długoterminowe w branży twierdzą iż bardzo możliwy jest scenariusz iż samochód znów stanie się dobrem luksusowym (i nie chodzi tu o marki premium). Osobiście jeśli ktoś mieszka w trochę większym mieście radziłbym powoli zacząć przyzwyczajać się do korzystania z komunikacji publicznej i okazjonalnego wypożyczania samochodów (np. na godziny) lub korzystania z taxi gdy zajdzie potrzeba przewiezienia czegoś większego, będzie dużo, dużo taniej.
Zgadzam się.Ale to nie tylko problem z elektrykami ale ogólnie z samochodami - ICE też mocno drożeją. Trend jest raczej taki że ICE będą cały czas drożeć powoli doganiając cenowo elektryki a w perspektywie 7-10 lat je prześcigną. Wszystko rozbija się o skalę produkcji, im będą produkowane większe ilości BEV tym cena kosztów stałych na samochód będzie spadać a w efekcie i cena BEV. Natomiast w przypadku ICE efekt będzie odwrotny. Do tego producenci zauważyli że da się przerzucać wiele kosztów na klientów więc trzeba się spodziewać iż relatywnie ceny samochodów do zarobków (nie tylko w Polsce ale na całym świecie) będą rosnąć. Obecne prognozy długoterminowe w branży twierdzą iż bardzo możliwy jest scenariusz iż samochód znów stanie się dobrem luksusowym (i nie chodzi tu o marki premium). Osobiście jeśli ktoś mieszka w trochę większym mieście radziłbym powoli zacząć przyzwyczajać się do korzystania z komunikacji publicznej i okazjonalnego wypożyczania samochodów (np. na godziny) lub korzystania z taxi gdy zajdzie potrzeba przewiezienia czegoś większego, będzie dużo, dużo taniej.
Tam "blisko do sklepu" często znaczy 40-50km jazdy (czyli jakieś 30 minut jazdy)My jak my, najbardziej prze... mają amerykanie. U nich koncerny samochodowe w latach 50-tych dały dużo kasy na lobbing (takie delikatniejsze określenie łapówkarstwa) żeby zostały przyjęte przepisy urbanistyczne uniemożliwiające funkcjonowanie bez samochodu. Ze względu na tak zwane zony życie na przedmieściach jest absolutnie niemożliwe bez samochodu - nie ma tam żadnych sklepów, miejsc pracy ani możliwości zorganizowania skutecznego transportu publicznego. Wynikiem tego jest sytuacja kiedy pytasz się kogoś jak daleko jest dany punkt to odpowiedź jest zawsze w minutach (godzinach) jazdy samochodem.