ciastek
Pionier e-mobilności
Niedziela, długi czerwcowy weekend, 20:30. Pojawia się konieczność zgarnięcia motocyklisty wraz z zepsutą maszyną. 130 km od Warszawy w stronę Mazur. Normalnie zajęłoby to 4h i wymagało 70% baterii TM3LR. Lecz nie było normalnie.
Trzeba doładować przed trasą, gdyż poza Warszawą nie ma żadnych DC w stronę Szczytna. I trzeba wynająć przyczepę.
Przyczepa znaleziona na Woli. Z szybkiego sprawdzenia wychodzi, że dwa Orleny 100 kW po drodze, a gdyby pojawiła się konieczność, to można objechać siódemką i naładować się na GreenWayu 140 kW w Malinowym Bzyku. To był solidny plan. Przed 21:40 ruszam z przyczepą z Woli, więc koło północy powinienem być na miejscu.
Pierwszy Orlen. Odpiąć przyczepę, zaparkować, podjechać pod ładowarkę. Zepsuta. Co prawda zarówno aplikacja, jak i ładowarka informowały o awarii, ale dotychczasowe 50 kkm nie nauczyło mnie, by sprawdzać to zawczasu. Bywa. Podpiąć przyczepę i jazda na drugi Orlen.
Drugi Orlen. Odpiąć przyczepę, zaparkować, podjechać pod ładowarkę. Nie startuje. Z żalem myślę o hubie SuC, który dopiero powstaje przy salonie 1 km dalej. Jednak objazd siódemką będzie konieczny. Podpiąć przyczepę i jazda.
Plusem wymuszonego objazdu przez Pułtusk jest możliwość sprawdzenia zużycia z przyczepą w trasie. Jadę spokojnie do 90 km/h i dojeżdżając do Malinowego Bzyka odnotowuję średnie zużycie z aktualnej podróży poniżej 20kWh/100km, co względem standardowego 18kWh/100km daje jedynie 10% zwyżki.
GreenWay Malinowy Bzyk. Zajęty, ale jedno stanowisko zwolni się za 5 minut. Odłączam przyczepę, parkuję, po chwili podjeżdżam pod ładowarkę. Wtyczka w gniazdo, karta w czytnik i zaczyna być emocjonująco. Czerwona dioda przy porcie ładowania Tesli, błędy VCFRONT_a192 (Electrical system i nable to support all features) i BMS_a167 (Unable to charge) na ekranie. Próbuję raz jeszcze. To samo. Raz jeszcze z aplikacją. Bez zmian. Zaczynam się zastanawiać, czy nie skończy się lawetę do domu. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Podpinam przyczepę i jazda.
Trzeci Orlen. Obok KFC w Płońsku. Tylko 50 kW, ale w obecnej sytuacji ma szansę zostać bohaterem. Odłączam przyczepę, parkuję, podjeżdżam pod ładowarkę. Działa!
Czas na kalkulacje. Wyznaczam w Tesli trasę do celu, powrót i dodatkowo ponad 50 km kręcenia się po mieście by oddać przyczepę. Do tego dodaję 10% na zwiększone przez przyczepę zużycie. I jeszcze parę minut na wszelki wypadek. I jeszcze mam świadomość, że jakby co, to w Warszawie, przed kręceniem się po mieście, będę mógł się podładować. 45 minut na ładowarce. Wiem już, że spóźnię się 1,5h względem pierwotnego planu, przez co przyczepa jest zbędna, gdyż motocykl i tak późnej porze nie będzie dostępny. Ale co zrobić. Podpinam przyczepę i jazda.
I dopiero tu zaczyna się prawdziwa elektromobilność. Po kilku minutach na siódemce z legalnym 80 km/h na liczniku Tesla ostrzega soczystą czerwienią, że nie dojadę do ostatecznego celu swojej wieloprzystankowej podróży i bym się naładował. Sprawdzam średnie zużycie z tych kliku minut i jest jakieś kosmiczne, pod 30 kWh/100 km. Nadal tego nie rozumiem.
Jazda za TIRem, jazda 70 km/h po pustych krajówkach. W sumie 2h spóźnienia. Powrót 70 km/h po pustych krajówkach. 2h40m zamiast standardowych 2h.
Na oparach dojechałem do Warszawy, gdzie wystarczyło 7 minut na ładowarce, by resztę kręcenia ogarnąć na luzie.
Koniec końców z 6h podróży zrobiło się 9h. I sporo nerwów.