Niedawno byłem na piwie z kumplami ze studiów i zostałem trochę napadnięty przez jednego z nich na temat "tych elektryków". Niestety powtórzył większość zabobonów, a w życiu bym się po nim nie spodziewał takich durnot. Wie, że jeżdżę EV od 2,5 roku i pierdzieli, że baterie padają, lądują na wysypiskach, w garażach strach trzymać, bo się palą, prunt z wungla... no szok normalnie. Jeszcze żeby to było spotkanie po studiach humanistycznych, to bym zrozumiał, ale po fizyce?! Ehhh...
Dobrze wyszło, że musiałem lecieć na ostatni pociąg, do domu, bo źle by się to chyba skończyło (wóda + durnoty).
Ludzie nie mają pojęcia o pewnych rzeczach, tak samo jak o polityce, jeden rabin powie, że 800+ jest super, a drugi powie, że nie. Jeden wie, że zwiększą się podatki przez to, a drugi ma to gdzieś, bo żyje z zasiłków. Przekonywać też nikogo nie zamierzam.
Z mojej perspektywy... Byłem zafascynowany elektrykami, kilka lat temu nie kupiłem - bo pierwsze wersje samochodów zawsze się psują mocniej, infry nie było, nie wiadomo było jak z awaryjnością i bateriami. Dzisiaj z wiedzą z tych kilku lat, bez problemu zdecydowałem się na zakup: infra jest, samochody nie psują się, baterie wcale się tak nie degradują jak wszyscy mówią, jak się dobrze pokombinuje to suma sumarum wychodzi taniej niż spalinówka.
U mnie rachunek był prosty: kupić gwiazdę za 250k, gdzie później trzeba wymieniać przez 10 lat pół podzespołów, uzupełniać płyny, dbać o jakość paliwa - jednym słowem dołożyć kolejne 100k itd., czy kupić elektryka za 250k z komputerem, który ma aktualizacje i nowe możliwości co kilka miesięcy i nie martwić się rozrządami, paskami, olejami, filtrami, dpfami, hamulcami, cewkami, akumulatorem.
Już o osiągach i przyśpieszaniu nie wspominając, bo przesiadając się ze 110 konnego suv'a to przepaść, z tą różnicą, że jak chce spod świateł zrobić 70km/h w 3s to nie zwracam na siebie uwagi wydechem w promieniu 500m
