Nie wiem ileż można bronić ryczałtowej opłaty za ładowanie.
Nie wiem czy ktoś broni ryczałtowej opłaty za ładowanie. Raczej bronię prawa do swobodnego ustalania przez przedsiębiorców cen za świadczone usługi, pod warunkami przejrzystości, czyli klient wie za co płaci i co dostanie.
Parę razy pisałem na tym forum, że osobiście jestem zadowolony z każdej ładowarki jaka zostaje uruchomiona. Wolę mieć ładowarkę z prądem po 5zł za kWh i móc zdecydować, czy chcę z niej korzystać, niż nie mieć wyboru.
W tej chwili biznes ładowarkowy jest żadnym biznesem. W Polsce jest może 100 tysięcy BEV (szacunek na podstawie danych z końca 2023 + sprzedaż za 2024). Te 100 tysięcy samochodów robi po 10 tysięcy kilometrów rocznie (strzał) co daje 1 miliard przejechanych kilometrów. Średnie zużycie brutto 200 Wh/km (20kWh/100km). = 200 miliardów Wh = 200 GWh.
Ale... większość z nas ładuje samochody ile się da z własnych gniazdek. U mnie udział "własnego" prądu to 85%, publicznego 15% a jeżdżę sporo, nie ładuję na styk "byle do domu". Podejrzewam, że tę publiczną infrastrukturę wykorzystuję bardziej niż przeciętny właściciel EV w PL, ale policzę z zapasem - 20%, bo może ludzi bez własnego gniazdka jest więcej niż myślę.
200GWh * 20% = 40GWh = 40 000 000 kWh, żeby przejść na jednostkę z którą mamy do czynienia na co dzień.
Ciężko policzyć średnią cenę na ładowarkach, dlatego policzę wartość tego rynku dla wariantów 1.5PLN i 3.50 PLN i wychodzi, że wartość rocznej sprzedaży energii dla samochodów elektrycznych w Polsce, to od 60 do 140 milionów złotych.
Chwilę temu mieliśmy ~8500 publicznych punktów ładowania, czyli rozkładając "po równo" wychodzi średnio 7059 kWh sprzedanych rocznie ze statystycznej wtyczki, a roczny przychód to od 10 588 do 24 706 PLN.