W sumie wracając do tematu wątku. Jak walczyć? Dostosowywać zapierdalaczy do przepisów, a nie na odwrót. Często widzę walczaków, którzy przy 120 kmh na ekspresówkach wjeżdżają na lewy pas bez przejmowania się tym, że zapierdalacze muszą szybciej.
Mocno szanuję.
Kilka razy "szybki i bezpieczny" pobrudzi spodnie i zobaczy, że fajnie jeździć po amerykańsku - wszyscy z jedną prędkością. A jak ktoś chce szybciej, to niech się dostosowuje i ma oczy dookoła głowy. I w idealnym świecie sporo czasu na robienie prawa jazdy co pół roku od nowa.
Nie pochwalam wjeżdżania przed maskę - mało mnie obchodzą spodnie zapierdalacza, jednak nad samochodem uderzonym w tył ma się dosyć małą kontrolę (a pod kątem to już w ogóle) i można sobie krzywdę zrobić.
Ja wypracowałem inną metodę - preferuję najzwyczajniej w świecie wcześniej wyrzucić kierunek i z dużym zapasem zmienić pas przy wyprzedzaniu, tak żeby dać wystarczająco dużo czasu zapierdalaczowi na hamowanie. Fakt, wtedy dłużej trwa samo wyprzedzanie (bo zamiast zmieniać pas 20-50 m od wyprzedzanego pojazdu, robię to 150-200 m przed), a wtedy zapierdalacz zazwyczaj wychodzi z siebie i prawie staje obok

jednak jest to dużo bezpieczniejsza metoda dla mnie i mojej rodziny. Bezpieczeństwo i stan psychiczny zapierdalacza jest zdecydowanie na drugim miejscu z mojej perspektywy. Zażalenia proszę kierować do zapierdalaczy, gdyby nie oni, skracałbym wyprzedzanie do minimum, ale to właśnie oni wymusili taki bezpieczny sposób. Nie pytajcie o sens i logikę, ja też nie wiem, po co sobie robią pod górkę
Co ciekawe, podczas mojej - nazwijmy to dyplomatycznie: "dynamicznej" - jazdy A1, ani razu nikt mi nie zajechał drogi i ani razu nie byłem zmuszony użyć hamulca (w sensie wystarczył OPD). Przy czym na raptem 100 km autostrady parę razy byłem świadkiem gwałtownego hamowania innych zapierdalaczy - a w sumie trafiłem tylko na dwa samochody szybsze ode mnie. Może to wynika z tego, że staram się przewidywać sytuację i jak widzę, że gość przede mną zbliża się do ciężarówki i ewidentnie się czai do zmiany pasa, to nie cisnę jak półgłówek na zasadzie "niech się dzieje wola nieba" - trudno powiedzieć, ale ewidentnie da się jeździć szybko bez wysokiego poziomu adrenaliny. No i jeszcze jedna sprawa - w gęstym ruchu nie widzę sensu takiej jazdy, zbyt wiele się wtedy dzieje rzeczy poza naszą kontrolą, żeby taka jazda była bezpieczna. 1000 razy się uda, przy 1001 zabraknie 10 cm. A mam wrażenie, że niektórzy po prostu zawsze muszą, bo się uduszą
A na co dzień i tak preferuję jazdę spokojną (ale też nie ecodriving). Szkoda mi zdrowia, czasu, auta i pieniędzy - w tej właśnie kolejności.