Oczywiście. Nie wyraziłem się jasno - każdemu zdarza się popełnić błąd. Natomiast odniosłem się do usprawiedliwiania kierowców wyprzedzających na przejściach dla pieszych i ich usprawiedliwiania, bo "nie zauważyli". Moim zdaniem przeoczyć przejście dla pieszych można jedynie w przypadku gdy ktoś jest kompletnie rozproszony. Na przykład jeżeli ktoś jest skoncentrowany na "byciu pierwszym", a nie na bezpiecznej jeździe. Taki sam mechanizm widzę czasami na brankach, kiedy jakiś mistrz kierownicy przeciska się przez tłum samochodów zbliżających się do bramek i po kilku spektakularnych ewolucjach ląduje na bramce, przez którą nie jest w stanie przejechać.Nie każdy robi setki kilometrów dziennie i ma wszystko opykane na pamięć.
W żadnym miejscu nie pisałem o trąbieniu, gestykulowaniu. jak już się tam wtranżlolił, to przecież ani sygnał dźwiękowy, ani gesty go nie zdezintegrują, ani nawet nie sprawią, że przejedzie szybciej.Jak go otrąbisz, czy zaczniesz gestykulować nic już nie zmienisz. Trzeba pomóc wyjechać, ułatwisz jemu i sobie.
To akurat bardzo słuszne zdanie. Od egzekwowania przepisów jest policja. Jak już pisałem w tym wątku, widząc lekkomyślnego kierowcę na drodze wolę zostawić go za sobą, albo pozwolić jechać. Niech będzie problemem kogoś innego.- Nie jesteś od szeryfowania! Jak chce jechać szybciej to musisz go puścić!
No to jak ktoś chce jechać wolniej lewym pasem, to niech dzwonią na policję, a nie szeryfują - podjeżdżają pod zderzak albo hamują przed maską.To akurat bardzo słuszne zdanie. Od egzekwowania przepisów jest policja.
Tak, a ty jesteś tym jedynym kulturalnym? Faktycznie ciężko ci się musi żyć.Dlatego ten kraj jest zorganizowany pod chamów i buraków.
Tutaj trochę masz racji, powinna działać lepiej. Dalej - nie jest to powód do robienia z siebie Strażnika Texasu.Policja nie działa.
Bzdura, albo masz naprawdę złe doświadczenia. Nie zapierdalam, jeżdżę te 30 tysięcy rocznie i spotykam jakiegoś świra może 2 razy na rok.Ty masz czerwony dywan na lewym, a plebs się tłucze na koleinach po tirach na prawym.
To niestety jest duży problem, ale sporo zależy od miasta i okolicy. Np. w pobliży mojego biura na okrągło jeździ SM i przekłada blokady kół z tych co zapłacili, na tych co "musieli tylko na chwilę, z dzieckiem".Cyk, opłata, bo jeździ samochód z kamerą i pilnuje. Zaparkujesz poza miejscem parkingowym - nie możemy ustalić kto kierował. Zaparkujesz przed pasami - nie możemy odholować, bo to nie stwarza niebezpieczeństwa. Idziesz sobie z dzieckiem w wózku po chodniku na osiedlu - trąbi na Ciebie taksówka, żebyś zszedł na bok.
Nie, nie jestem, ani jedyny, ani przesadnie kulturalny.Tak, a ty jesteś tym jedynym kulturalnym? Faktycznie ciężko ci się musi żyć.
Ja nie robię z siebie strażnika teksasu, jak będzie miejsce to zjadę, ale nie będę się ładował między dwa samochody, bo jaśnie pan w karocy się spieszy zaparkować nielegalnie pod supermarketem.Tutaj trochę masz racji, powinna działać lepiej. Dalej - nie jest to powód do robienia z siebie Strażnika Texasu.
Wystarczy się przejechać autostradą czy ekspresówką w okolicy większego miasta albo wyjechać na krajówkę z numerem 90+.Bzdura, albo masz naprawdę złe doświadczenia. Nie zapierdalam, jeżdżę te 30 tysięcy rocznie i spotykam jakiegoś świra może 2 razy na rok.
Może mam podbitą asertywność. Jeżeli ktoś mi wjedzie na lewy (zdarza się), to wyprzedzam go prawą jak się da. Jak się nie da, to trzymam odstęp i grzecznie czekam aż się będzie dało. Że ktoś siedzi mi na zderzaku, bo coś tam sobie uroił... No nie fajnie, ale płakać nie będę. Jak będzie się dało, to zjadę, jak się nie da, to nie zjadę. Chyba słusznie zakładam, że jego boli bardziej niż mnie.Wystarczy się przejechać autostradą czy ekspresówką w okolicy większego miasta albo wyjechać na krajówkę z numerem 90+.
Ale jak mu szybko nie zjedziesz to się wkur@# i zrobi test hamulców jak marszałek województwa.Może mam podbitą asertywność. Jeżeli ktoś mi wjedzie na lewy (zdarza się), to wyprzedzam go prawą jak się da. Jak się nie da, to trzymam odstęp i grzecznie czekam aż się będzie dało. Że ktoś siedzi mi na zderzaku, bo coś tam sobie uroił... No nie fajnie, ale płakać nie będę. Jak będzie się dało, to zjadę, jak się nie da, to nie zjadę. Chyba słusznie zakładam, że jego boli bardziej niż mnie.
Nie, to wiele mówi o panu marszałku. Możliwe, że coś tam mówi o kierowcy BMW (nie stawiam znaku równości, ale zwykle do tanga trzeba dwojga - nie mam pojęcia jak wyglądała cała ta sytuacja). Na 100% niczego to nie mówi o mnie, czy o tobie i tysiącach innych kierowców.To wiele mówi o naszym społeczeństwie.
Nie, do przepisów ruchu drogowego. To jak dobre maniery przy stole.Czytając ten wątek mam wrażenie, że niektórzy chcieliby dopasować cały ruch na drodze do swoich preferencji.