Ale po co rozmawiać z burakami? Sam stwierdziłeś, że argumenty nie docierają, więc z definicji każda próba dyskusji jest stratą czasu, a u wrażliwych nerwów. Jak już któryś cię dopadnie to dowolny zwrot z listy:
"Ciekawe informacje".
"Ma Pan/Pani prawo mieć takie zdanie"
"Ja uważam inaczej, miłego dnia życzę"
Czyli maksymalizujesz uprzejmość, minimalizujesz stracony czas.
Ja akurat miałem prosto, bo zarząd przemycił gdzieś tam w uchwale zgodę na budowę punktu ładowania, ogólnie dobrze żyję z sąsiadami, wspólnota na 36 mieszkań, wszyscy się ~znają, ale spotkałem się z przejawami "troski"
"Oglądałem coś tam i podobno elektryki nie są ekologiczne". "Nie wiem, nie ja będę je utylizować". Kilka razy "A jak będzie wojna, to jak Pan ucieknie?" - "będę bronił Rzeczypospolitej do samego końca mojego bądź jej". O palących się elektrykach jeszcze nie dyskutowałem.
Niewiele od nich zależy, jak nikogo naprawdę nie wkurzysz, to nie będzie mu się chciało ruszyć dupy, żeby zrobić ci pod górkę. To jednak trzeba coś tam napisać, pójść, pogadać, załatwić. Więc uprzejmie, z humorem, najlepiej auto-humorem, bo znany paradoks psychologiczno-fizyczny pokazuje, że im krótszy penis tym go łatwiej nadepnąć. Jeżeli zrobią coś konkretnego, co wywoła konkretne skutki, to się zastanawiaj jak działać w tej sytuacji - pisma, prawnicy jakieś sądy, albo zwyczajnie rozmowa. Nie ma co się martwić na zapas.