Jak walczyć z kultem zapierdalania (prędkość)

nabrU

Moderator
O i tu wychodzi typowy Polak właśnie ;) :p
W UK owszem nie ma gdzie 'publicznie zapierdalać' ale jest mnóstwo naprawdę szybkich samochodów , ale także i torów które organizują track days. Więc tak naprawdę da się jakoś wykorzystać posiadanie 'fun cara'. Niedaleko od siebie mam na przykład Goodwood, który nomen-omen reklamuje track days z M2 właśnie.

Chodzi więc o to, żeby 'zapierdalać' tam gdzie wolno.
 

pmlody

Pionier e-mobilności
O i tu wychodzi typowy Polak właśnie ;) :p
W UK owszem nie ma gdzie 'publicznie zapierdalać' ale jest mnóstwo naprawdę szybkich samochodów , ale także i torów które organizują track days. Więc tak naprawdę da się jakoś wykorzystać posiadanie 'fun cara'. Niedaleko od siebie mam na przykład Goodwood, który nomen-omen reklamuje track days z M2 właśnie.

Chodzi więc o to, żeby 'zapierdalać' tam gdzie wolno.
Tory w Polsce wyglądają tak:
1718877374722.png

tu masz, jak to wyglądało kilka lat temu, już po łapówce od developera (jeszcze stare nitki toru widać):
1718877428423.png
 

nabrU

Moderator

pmlody

Pionier e-mobilności

piotrpo

Pionier e-mobilności
O i tu wychodzi typowy Polak właśnie
Ej, no takie teksty to urażą albo moje uczucia patriotyczne, albo internacjonalistyczne ;)
A już serio - pisze o faktach. W PL szanse dostania mandatu za prędkość są ogólnie rzecz biorąc małe. Fotoradary oznakowane, punkty w których policja stanie i strzela laserami też właściwie znane, do tego aplikacje społecznościowe do "ostrzegania o niebezpieczeństwach", a do nadziania się na nieoznakowany radiowóz, który chce cię zatrzymać wymaga albo wyjątkowego pecha, albo zdecydowanego wyróżniania się z tłumu. Na koniec jak cię już ustrzelą, to do niedawna maksymalny mandat wynosił 500zł, czyli powiedzmy 2 zbiorniki paliwa. Anegdotycznie, ostatnie moje spotkanie z policją było chyba 8 lat temu i zakończyło się pouczeniem w ramach akcji protestacyjnej. W UK i paru innych krajach wygląda to jednak trochę inaczej. Do tego mam wrażenie, że w PL fajny samochód jest jednak bardziej pożądanym obiektem niż w krajach bogatszych, gdzie rolę symbolu statusu od dawna przejęły inne dobra. Ale skoro można się realnie wyszaleć na torze, to zaczyna mieć to sens.

Problem jest jeszcze taki, że żaden sebix w śmietniku, nie zapłaci za wjazd na tor, żeby się wyszaleć...
To nie tylko problem dostępności i kasy. Na torze nie rozpędzisz samochodu do jego V-max, są zakręty, więc trzeba się jakimiś umiejętnościami jednak wykazać, są inni, którzy chcą wygrać, czy to wyścig, czy chociaż zrobić dobry czas i statystycznie patrząc pierwszy nie będziesz. No i jest to robione na legalu, więc no fun. To jednak nie to samo, co depnąć do podłogi na autostradzie i "wygrać" z ludżmi, którzy się nie ścigają i w sumie mają cię w większości w dupie.
 

daniel

Señor Meme Officer
To jednak nie to samo, co depnąć do podłogi na autostradzie i "wygrać" z ludżmi, którzy się nie ścigają i w sumie mają cię w większości w dupie.
Celne w 100%. :love:

Na publicznej drodze wygrywa ten kto ma bardziej wyrąbane na limit prędkości. Jeszcze połączenie tego, że można wskazać Jana Kowalskiego jako kierującego pojazdem, sprawia, że w Polsce mandaty za prędkość nie istnieją praktycznie.
Trzeba sie nadziać na patrol z suszarką. To jedyny sposób.
 

ztsgusz

Pionier e-mobilności
Co prawda to sytuacja z lipca 2023, ale warto tutaj wspomnieć że Michał Domański z Moto Interia oraz wypowiadający się w tekście "ekspert" Jerzy Bitner bronią piratów drogowych znacznie przekraczających dozwoloną prędkość, jadących na zderzaku oraz poganiających na drodze innych kierowców wyprzedzających z maksymalną dozwoloną prędkością. Nie muszę chyba mówić, co stanie się w razie potrzeby nagłego hamowania gdy pirat drogowy jedzie w odległości 2 m za innym samochodem.


1719340805639.png


 

Michal

Moderator
Interia ogólnie błyszczy intelektem na każdym polu, szczególnie w tematach EV ;)
 
Top