To ja dodam swoje 27 groszy.
Ogólnie rzecz, czy sprawę ujmując, temat jest skomplikowany bo zwyczajnie w naszym kochanym kraju (a mam porównanie jedynie z Włochami, Niemcami i Lądkiem Zdrój) jest polityka przeze mnie nazwaną "pokaż na co Cię stać".
Nie zauważyliście, drodzy, że 80% używanych samochodów to dawne klasy wyższe/premium? Nie ważne czy 10 czy 15 lat temu. To przecież klasyki o których zawsze się skrycie marzyło.
Po co ktoś ma kupować używanego elektryka skoro może mercedesa, audi, passeratti. Przecież to milion kilometrów zrobi, szpachla wejdzie, ledy z Aldi czy innego Action i będzie gitara.
Większość osób nie myśli finansowo - czyli: super okazja, merol za 10-15 tysięcy. Kupię, będzie jeździł. A później?
Później tu tysiąc, tam dwa - przecież to jest inwestycja! Jeździ jak marzenie! Później 5 tysięcy i robi się nam już kwota 30 tysięcy. Ale przecież używka za 30 tysięcy może i jest nowsza, ale bez skóry, klimy, która nawet już pieczarki hoduje, bez wielkiego bagażnika, na wszelki wypadek.
Wyobraźcie sobie rechot kolegów w pracy, których informujecie, że za 40 tysięcy kupiliście elektryka. Za moim ojcem: "za tyle to masz BMW 7 w super stanie".
No może i mam, ale co z tego? Sąsiad zobaczy, szlag go trafi. Na ulicy sebixom karki spuchną, skarpety zjadą na pięty. A ja zostaję z gruchotem, co nigdy nie był bity. I owszem, silnik może wytrzyma milion kilometrów, na papierze, bo był już zajeżdżany i regenerowany. Blacha się rozwali i tyle.
Oczywiście, to samo spotka elektryka, ale nieco później, bo turbina mu nie pójdzie, wałki rozrządu też nie. I tak, będzie trzeba w niego ładować kasę, ale po co skoro i tak będziesz musiał ładować do BMW?
No i ostatnia sprawa. Większość osób nie stać na myślenie o przyszłości, żyje się tu i teraz, ot relikt ustroju słusznie minionego.
Ja sam nie zdecyduję się na zakup elektryka. Dlaczego? Bo nie jestem głupi
Dzisiaj z kupnem elektryków jest tak, jak z kupnem komputera w latach '00. Dzisiaj kupisz, za dwa tygodnie będzie nowsza technologia. Co najmniej 10 lat trzeba, aby to wszystko się ustabilizowało.
Wolę wynajem długoterminowy, czy zapłacę jak jeleń bankowi? Tak. Czy będę miał coś na własność? Nie. Czy będę stratny? Owszem. Ale nie będę bujał się ze złotówami z salonów czy cwaniakami w trzech paskach. Nie będę zarywać nocy, że przewaliłem 250 tysięcy i nikt teraz nie chce ode mnie tego kupić.
Przewalę 48 tysięcy, rozpoznam czy to dla mnie.
Nauczę się jeździć czymś, co wkrótce może się okazać nową kartą w działce motoryzacji. Nauczę się planować, obsługiwać, ładować. Znajdę sposoby na tańsze ładowanie, inne jeżdżenie.
I kiedy będzie przybywało elektro kierowców, którzy dopiero co przesiedli się ze spaliniaka wyprzedzę ich o 10 lat moją wiedzą, być może zyskując na tym.
Ale to tylko takie gdybanie.