Gdyby kogoś to interesowało - po trzech miesiącach (prawie) i 6 tys. kilometrów (prawie) nadal jestem super zadowolony z auta

. Jeździmy głównie wokół komina i bliższych krewnych. Nadal ładuje się granny z gniazdka i nie odczułem jeszcze ani razu potrzeby zakupu wallboksa. Nie odczułem też potrzeby posiadania pięciu miejsc, dotąd najwięcej podróżowała czwórka, więc te pięć miejsc to jednak na wyrost. Większa bateria przydałaby się, ale nie za cenę 30k droższego auta. Dla przykładu - wczoraj wybrałem się na Mazury, w obie strony 415km, teoretycznie do zrobienia. Ale po pierwsze - musiałbym się naładować do 100 proc. (a nie zrobiłem tego, bo nie byłem pewny czy pojadę), po drugie musiałbym przez całą drogę w obie strony koncentrować się na efektywnej jeździe. Z drugiej strony, kiedy jadę w jakąś nawet niezbyt odległą trasę i tak moim nowym hobby stało się obserwowanie zmian różnicy w zasięgu i dystansu do pokonania i przeliczania zapasu. Skończyło się więc na tym, że w drodze powrotnej ładowałem się w Ostrołęce i dobranie brakującej energii zabrało mi dokładnie tyle, ile potrzebowałem do zamówienia kawy na stacji.
Jednak tu właśnie chciałem się podzielić nieoczekiwanym doświadczeniem. Naładowałem się do 190 km (nieco ponad 40 proc.), ale po przejechaniu paru, może dziesięciu kilometrów, komputer pokazywał już poniżej 160km. Mój zapas z 60km spadł do nieco ponad 30 i... no zaskoczyła mnie sytuacja. Ona oczywiście mogła wynikać ze zmiany warunków (wcześniej jechałem wolniej, później mogłem nieco szybciej; w dodatku zapadł zmierzch, więc zrobiło się zauważalnie chłodniej, pod koniec podróży aż o 10 stopni, w stosunku do momentu, w którym się ładowałem). Ostatecznie na ekspresówce też było ciasno i mój zapas znów wzrósł do 50km, dojechałem z 7 proc. w baterii, więc bez emocji.
I jeszcze jedna ciekawostka. Inna rzecz, na którą zwracam uwagę, to prognozowany zasięg w stosunku do aktualnego naładowania baterii. Zdarza mi się przeliczać to w głowie na "a co by pokazywał, jakbym miał 100 proc.". No i właśnie wczoraj na ekspresówce, przy kilkunastu kilometrach w ślimaczym tempie, pokazał jak na zdjęciu - 101 km zasięgu przy 20 proc. Czyli, gdybym miał 100 proc., to byłoby 500km (mam baterię 58). Jak dotąd rekordowa wartość. Wygląda na to, że jadąc około 70km/h w dobrych warunkach auto może pokonać znacznie więcej niż obiecuje producent.
Z plusów, to odkryłem jeszcze w Piszu słupek do ładowania przy miejskiej plaży, ale z aplikacji, której nie używałem dotąd, a potrzebna była karta kredytowa, a ja karty przy sobie nie noszę od lat, więc nie wiem nawet czy działa. W każdym razie ta droga na Mazury i z powrotem, nawet na jednodniowy wypad, to jest coś banalnie przyjemnego dla ID.3. A ponieważ koszty użytkowania mają dla mnie znaczenie, to sobie policzyłem, że teoretycznie - ładując się z PV - mógłbym pojechać i wrócić za darmo. Powoli, ale za darmo. A licząc po maksymalnej cenie prądu plus krótkie doładowanie, to około 80PLN taka przyjemność. Czyli nadal za pół-darmo.
Innymi słowy - polecam ID i inne elektryki nieprzekonanym. I jeszcze jedno - u mnie na wsi są już trzy takie auta (kiedy kupowałem, nie było żadnego)

)) W ogóle mam wrażenie, że widuję ID nieco częściej w ostatnich dniach, nie tylko u siebie pod sklepem, ale na ulicach.