To może ja się wypowiem, jako typowa "klasa średnia".
Liczyłem na dopłaty z KPO do używanych elektryków (które nigdy nie nadeszły), bo nijak nie widzą mi się "nowe". Wszystko, co pozostawało w "zakresie mojego zainteresowania i zasięgu" (to jest naprawdę małe, miejskie autko, do dojazdów a nie na trasy) wyginęło śmiercią naturalną do 2023 roku (rozważałem właściwie tylko Hondę e i "trojaczki od VW", po odrzuceniu Fiata 500 jako wysoce niepraktycznego).
W ramach dopłat mógłbym się obecnie taniej "zelektryfikować" tylko Dacią, ale ta (z wielu względów) nie była nawet rozważana.
Dopłaty są fajne, bo promują elektromobilność, ale ta promocja idzie w kierunku klientów firmowych.
Sam mam JDG, więc mógłbym te 40 tysięcy (a nawet prywatnie, zwłaszcza, że jako "miejskie" miałem do tej pory prawie 30-letniego Nissana Micrę K11) spokojnie wyciągnąć, ale "po co i na co?"
Rozumiałbym to jeszcze, gdybyśmy mieli w Polsce prężnie działający przemysł produkcji EV (te 100 tysięcy Izer rocznie🤣), ale fakty są takie, że choć nowe EV powstają nadal w Polsce, to trafiają głównie na eksport, rynek wewnętrzny ich nie "zasysa".
Stać mnie było na "małego bzyczka-elektryczka", to mam.
Gorzej, że wszystko w tym kraju idzie w kierunku wspierania elektromobilności klasy średniej wyższej i wyższej, którą stać na te samochody bez dofinansowania ze środków unijnych (bo przecież mnie, średniego-średniaka też było stać). A, przynajmniej moim zdaniem, nie tędy droga, jeżeli chcemy z zeroemisyjnego transportu uczynić sobie priorytet. Pieniądze, które tak trafią do bardziej zamożnej części społeczeństwa, powinny iść albo na rozbudowę bardzo kulejącej w tym kraju infrastruktury, albo na "elektryfikację pod strzechami", czyli dopłaty dla tych, którzy może elektryka rozważają (i nawet mają jak go ładować pod domem), ale nie za bardzo mają środki na realizację tego celu.
Dobra, przynudziłem długo, teraz czekam na ranty
