Tak, bo przecież możesz od dawna kupić takie auto i nie marudzić.
A że nie w segmencie B czy C, to nie zmienia nic - za wydumane wymagania się płaci.
Normalny człowiek po prostu przełknie te 10 minut więcej bez marudzenia, jeśli zostawi mu to w portfelu 50 tys.
10 minut jeżeli wszystko działa jak należy, jeżeli bateria nie będzie odpowiednio przygotowana lub ladowarka poda niższą moc, to jesteś w doopie.
Nawet Daniel Grzyb jakiś czas temu nagrał filmik, na którym przyznał, że jadąc autem spalinowym zawsze tankujesz z tą samą prędkością niezależnie od pogody i pory roku.
Jakkolwiek, gdybym szukał auta to jazdy tylko "wokół komina" to by mi to może i latało, ale potrzebuję auta uniwersalnego. Zwłaszcza, że przebieg 300-400 km odpowiada mojemu typowemu przebiegowi tygodniowemu, a nie mam tego komfortu, że przyjeżdżam do domu, wjeżdżam do garażu i wpinam ładowarkę, by rano ją wypiąć.
Więc ładowanie raz na tydzień przeboleję, chociaż obecnie jedno tankowanie wystarczy mi na co najmniej 2x więcej. Abstrahując od samego faktu, że gdy zapali mi się rezerwa, a mam trasę do zrobienia, to stacje paliw mijam po drodze a samo tankowanie do pełna to chwila moment.
Tak więc nie są to wybujałe potrzeby, tylko normalne. Wybujałe to możesz mówić o autach 800-1000 km, ale oczekiwania że auto uniwersalne klasy C zrobi 400 km zimą, a ładowanie będzie trwać 20 minut (także zimą), to nic nadzwyczajnego.
Samochód ma umożliwiać łatwe i sprawne przemieszczanie się na większe odległości. Jeżeli ktoś uważa, że wystarczy mniejszy zasięg, bo przecież przeciętnie dziennie robi się nie wiecej niż 50 km, to niech sprzeda auto i kupi rower elektryczny lub jakiegoś skutera. Przynajmniej będzie mniejszy tłok na drogach.