Jakąś wartość trzeba wziąść do oszacowania zasięgu, najlepiej z jakieś średniej z ostatnich jazd, będzie najbardziej wiarygodne. Dałbym 100kmA dlaczego bierzesz 100km albo 1000km ? Skąd takie wartości ?
Jakąś wartość trzeba wziąść do oszacowania zasięgu, najlepiej z jakieś średniej z ostatnich jazd, będzie najbardziej wiarygodne. Dałbym 100kmA dlaczego bierzesz 100km albo 1000km ? Skąd takie wartości ?
Ale akurat Tesla zasięg szacuje IMO najbardziej precyzyjnie - tylko oczywiście nie chodzi o zasięg u góry tabletu małym druczkiem - tamten to każdy od razu radzi przełączyć na %, bo to jest tylko EPA - takie mają przepisy w USA i taki tam pokazują. Natomiast nawet instrukcje mówią, że szacowany zasięg jest pokazywany w aplikacji Energia (i tam jest na podstawie ostatnich 10/25/50 km) a % u celu w nawigacji. I te akurat w Teslach są jedne z precyzyjniejszych (co pokazywał nieraz m.in. Bjorn na przykładzie setek różnych modeli).Szacowany zasięg
zawsze po naładowaniu do pełna pokazuje załóżmy 530 po roku 520km
A użytkownik eksploatuje ją tak że przejeżdża 300km, więc czemu nie szacuje zasięgu na podstawie ostatniego ładowania, czy ostatnich 100km, przynajmniej 1000km. ****.... marketingowo by wyglądało, jakby powielacz wskazań tableta na youtubie powiedział, że ma zasieg 280km. Jak ktoś nie żyje autem, tylko odczytuje wartości z tableta, dzwoni bo lawetę. Nie każdy potrafi policzyć, mimo że jakoś zdał maturę.
I taki licznik potrzebny w Tesli, dodatkowo jeszcze długookresowy uwzględniający pobór energii przez wszystkie ładowaniaI dlatego ja wolę, jak mi Chiny ludowe mówią , ile ich auto mi zużyło od ostatniego ładowania.
Porównuję ile zaciągnąłem na ładowarce i… nie uwierzycie - zgadza mi się.
AmenJa po początkowym zachłyśnięciu się technologią BEV i chęcią policzenia wszystkiego, od póltora roku już spasowałem i mnie to nie interesuje. Eksploatuje auto jak każde inne, bez roztkliwiania się nad każdym litrem spalonego paliwa.
A wskazania zużycia w aucie służą mi do ewentualnego szacowania zasięgu i planowania jakichś dalszych przejazdów, i w tym względzie pokazywane zużycie z jazdy jest optymalne.
Dla mnie istotne jest jak daleko zajadę i ile ewentualnie spędzę na ładowaniu w drodze, co w przypadku aktualnie dostępnych BEV ma znaczenie. I tu tesla jest w czołówce, niezależnie co będzie pokazywać, a co byście chcieli tam zobaczyć. Za parę lat przy postępie technologii przestaniecie się tym podniecać i tyle.
No i zawsze przecież można omijać BEV, a zwłaszcza Teslę szerokim łukiem, jest całe mnóstwo aut perfekcyjnie wykonanych, wybitnych jakościowo, prawdziwie prestiżowych, które można zatankować w 5 minut. Po co się denerwować szrotem, usiłując ewangelizować nieświadomych (głupich?) użytkowników aut na literę T.
😉🤣🤣🤣
No to aby kompletnie zapomnieć o liczbachNowobogackie podejście do tematu
Stać a wybrać najbardziej odpowiednią opcję
No właśnie, a potem sąsiad powie. A Ja wsiadam do nagrzanego auta i tyle sami mi zużywa.Tu bym sie chcial wtracic. Jak nie bedziesz grzal przed wyjazdem, nie bedzie podlaczona do kabla. To jak wsiadziesz i pojedziesz od razu do lidla, to tesla pokaze prawdziwy wynik
No już miałem się więcej nie wypowiadać w tym wątku ale rozbawiłeś mnie do łez off historyjkami W punkt! A dla oszczędnych i wiecznie liczących polecam hybrydę w gazieNo to aby kompletnie zapomnieć o liczbach
Opowiem Wam dwie off historyjki a propos pytań o spalanie jako warunek zakupu i nowobogadzkie zachowania :
1. Z kumplem "badylarz", full kasy, pojechaliśmy wybierać samochód.
Powodem był fakt że, jego sąsiad/rywal, kupił mega reprezentacyjną furę .
Aby to przebić (żona i jej presja, tak to oficjalnie niby? ) , musiał być to koniecznie Merc S lub G. Beemka jako druga ewentualna opcja nie dawała tyle luksusu.
Diller miał używkę roczną, po żonie innego biznesmena itp..
W tym świecie, kapusty, goździków, i w tamtych czasach nowych aut i do tego w benzynie się nie kupowało. A sprawa w/w marki to sprawa oczywista. "Bez gwiazdy nie ma jazdy".
Cena tej "nowej" używki była baaardzo wysoka, silnik najdroższy i full wypas .
Diller spocony, produkował się już z godzinę, a my kiwaliśmy głowami wyrazem zachwyconych twarzy.
Nasz czar prysł w oczach dillera nagle, jak kolega stwierdzil, że to super auto ale za dużo pali, a i gazu się nie da wstawić .... Nie doszlo do kopania w opony i zaglądania pod maskę.
2.
Druga historia, to przypadek zakupu dzieła malarskiego w prawdziwej małej galerii, gdzie takie cuda się podziwia i sprzedaje.
Tam miła Pani prezentowala nam kolejne dzieła, opisując style, techniki, oraz tłumacząc co autorzy mieli na myśli. ( czasem to były obrazy raczej jako wynik terapii na psychiatryku).
Słuchaliśmy z uwagą.
Pani traktowala nas jako amatorów, ale znających się na sztuce i wiedzących co chcemy kupić za rozsądną, acz nie niską kwotę .
Pełne porozumienie emocjonalne wydawało się wypełniać galerię!
Do czasu!
Gdy już wybrano obraz, a kolega- kupiec wyjął miarkę. Zmierzył urocze dzieło i stwierdził, ze nie kupi, bo nie wejdzie między szafki na ścianie. ( ok 3cm)
Pani wyraźnie wkurzona, ja skonfundowany, znajomy zdziwiony, że nie ma mniejszych i podobnych.
Brakowało tylko pytania czy by go nie przycięła na wymiar?